Czy to my charakteryzujemy miejsce, czy ono nas? Są miejsca, bez których nie wyobrażam sobie siebie, do których zawsze wracam, bo dają ukojenie, odpoczynek, wyciszenie, powalają złapać dystans, równowagę i siłę do życia.
Są też i te, w których chcę być zawsze, bo umożliwiają poznawanie siebie, uczą, dodają odwagi, sprawiają, że chcę robić coś ważnego i pożytecznego dla innych.
To właśnie o starej odrestaurowanej elektrowni myślę jako o przestrzeni inspirującej do działania, dającej energię i poczucie, że jestem częścią czegoś ważnego.
Wybrany przeze mnie obiekt to EC1 – pierwsza w Łodzi komercyjna elektrownia, powstała w 1907 roku. Dzięki rewitalizacji przeszła metamorfozę i stała się miejscem dedykowanym kulturze.
Miejsce, które dostało swoją drugą szansę, w którym ktoś kiedyś dojrzał niemały potencjał. Z jednej strony nowe, położone w samym centrum Łodzi, z drugiej z historią wpisującą się w losy naszego miasta i jej rozwoju. Zbudowane z charakterystycznej czerwonej cegły, która zachwyciła wielu.
Monumentalne, industrialne, pełne zakamarków, ciekawych i zaskakujących przestrzeni, nieoczywiste i momentami niełatwe, wypełniające się sukcesywnie nowymi znaczeniami, funkcjami, ludźmi.
Staję na dachu elektrowni, mam widok na całe miasto, moje miasto. Z jednej strony Manhattan, Szkoła Filmowa, Muzeum Kinematografii, ukochana Ruda, Retkinia, z drugiej Piotrkowska, plac Wolności i Bałuty. Z żółtego komina, przy dobrej pogodzie można zobaczyć oddaloną o sześćdziesiąt kilometrów elektrownię w Bełchatowie. Czyżbym była na dachu mojego mikroświata? Stoję tutaj i patrzę z nadzieją w przyszłość.
Stoimy na dachach świata. Monika niczym Superbohaterka góruje nad Łodzią. O jej twarz ociera się ciepły wiatr końca lata i ostatnie promienie słońca. Chwila zadumy pomiędzy ujęciami, na których nie wiem, czy moja bohaterka to szefowa uznanej Łódź Film Commission, czy mała dziewczynka, która właśnie dostała wymarzoną zabawkę i nie może przestać z radości skakać pod niebo.
Kiedy szłam na spotkanie, Monika powitała mnie – dosłownie – otwartymi ramionami i serdecznym dziecięcym uściskiem, co zwykle nie zdarza się przy pierwszym poznaniu. A potem było już tylko lepiej. Ciepło, energia, zaangażowanie – trudno wymienić wszystkie słowa, jakie przychodzą mi do głowy, gdy próbuję w miniaturze zmieścić opis tej wdzięcznej istoty.
A ponad tym wszystkim – Łodzią, murami, kominami, dachami – połączył nas zachwyt nad światem. I niezapomniane kadry z Maroka. Ileż pasji jest w tej kruchej z wyglądu dziewczynie! Ileż radości życia! To nie Monika lgnęła do słońca. To ono chciało się jeszcze chwilę przy niej ogrzać.
Agnieszka Cytacka